Niemcy grali do wczoraj jak maszyna. Włosi też byli solidni. Ale to maszynie urwało wczoraj zderzaki. Dosłownie, bo to głównie te zderzaki - odpowiedzialne w końcu za obronę - wczoraj zawiodły.
W pierwszej połowie niemieccy obrońcy popełnili dwa duże błędy. Pierwszy z nich wyglądał tak, jakby w roli Niemców byli gracze San Marino - powiedzmy, murarz i tynkarz. Cassano obrócił się z piłką jak kulomiot, budowlańcy zgłupieli - a później to z górki. Balotelli...
Drugi błąd był, myślę, bardziej wybaczalny, bo popełniony w obronie kontry. Nie był aż tak rażący, ale koniec końców doprowadził do tego samego. Nieupilnowany Balotelli i...
Niemcy też mieli szanse, ale nie tak klarowne. Obie ekipy strzelały z dystansu,, ale nic już nie wpadło.
Po przerwie, co ciekawe, nadal - choć z przerwami - dominowali Włosi. Niemcy próbowali, ale brakowało pomysłu, dokładności, szczęścia... Gomez miał obstawę jak prezydent USA na wizycie w Iraku, nie dochodził do szans. Włosi za to miewali kontry, mogli podwyższyć.
Może, gdyby ten gol kontaktowy padł ciut wcześniej... Ja tam, szczerze mówiąc, cieszę się, że nie wyrównali, bo nas już dość wygnębili w minutach 90+...
Gdyby Niemcy wcześniej trafiali na taki ucisk rywali przez cały mecz, kto wie, jakby im szło w turnieju?
Tego już się nie dowiemy. Brawa dla Włochów, dla Niemców także. Teraz finał, ale o tym w niedzielę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz